Obietnica wielu początków
To już któraś wiosna. Któreś z kolei
kwitnące kwiaty i wykluwające się pisklęta. „Któraś” mogłoby sugerować, że
mniej ważna, że się już przyzwyczaiło, że to nic nowego. Jednak nie, każda
zachwyca, zadziwia, zaskakuje. Nigdy nie ma się dość, bo jak można mieć dość
wysuwających się z ziemi krokusów, pogodnych poranków i coraz cieplejszych promieni
słońca na twarzy. Równie któreś z kolei urodziny, bo kalendarz trzepocze
kartkami. A ja się cieszę i podziwiam. Należy jak uważam pozaglądać do szaf i
szuflad. Szansa… to znaczy raczej okazja, przez duże „O” na nową bluzkę, na nowe
buty a może nawet torebkę. Inspiracji do wiosennych porządków i zmian teraz nie brak.
Gdy nadchodzi ta pora roku, wszystko
wydaje się łatwiejsze. Przecież to, co dzieje się wokół, dzieje się samo z
siebie. Bez stresu i nerwów, że nie zdąży się, że się nie uda. Wiosna się nie
zastanawia, nie wacha, nawet na chwilę, po prostu nadchodzi i jest, czasem
jeszcze na chwilę ustępuje miejsca zimie, ale to tylko moment. Kwiaty, bez prób
generalnych rozkwitają i za każdym razem z kolorową impresją pokazują swe dumne
twarze. Ptaki na dachu przytupują i zamiast denerwować, wprawiają teraz w dobry
nastrój. Jest zielono, żółto
i jeszcze niebiesko.
i jeszcze niebiesko.
Pogodzeni ze śmiercią i zimnem czekamy
na wiosnę, ponieważ wiosną rządzi miłość. Tylko ludziom nieparzystym jest teraz
trudniej, bo wszystko wydaje się być do pary.
Gdybym
pisała wiersze teraz powstałoby ich najwięcej. Serce niczym bateria słoneczna
wreszcie się doładowuje. Nagle wszystkiego jakby znacznie więcej niż jeszcze
wczoraj.
Każda pora roku jest piękna. To cliché,
ale przecież tak właśnie jest. Każdą można lubić trochę więcej lub trochę mniej,
ale odmówić piękna wszystkim czterem niezwykle trudno. Jednak żadna nie przynosi ze sobą tak wielu
obietnic, jak wiosna.
Czasem wydaje mi się, że rok właśnie
teraz powinien się zaczynać. Czy nie byłoby lepiej noworoczne postanowienia składać
teraz, razem z kwitnącymi krokusami? Tak, jakby przyroda dawała gwarancję, że
te obietnice się spełnią, bo kwiaty kwitną i wcale nie sprawia im to trudności,
więc i my możemy zakwitnąć… znów. Ptaki bez budzika o czasie śpiewają. Rośliny
ożywają, nasycają się barwami. Czas by się odrodzić, by znów uwierzyć, że potrafimy,
że przed nami wielu w to uwierzyło i teraz my też możemy. Początek wszystkiego
i już kolejny i wiadomo, że będzie następny.
Przyglądam się mojej córce, która
skrada się do krzaka obsypanego żółtym kwiatem, na jednym z nich przysiadł
motyl. Ja wyjmuję zakupy z bagażnika i myślę, że nigdy jej się nie uda. Komu
udaje się w dłonie schwytać motyla? Komu? Właśnie dziecku. Dziewczynka delikatnie
rozchyla palce, owad znów odlatuje i mogłabym przysiąc, że słyszę szelest jego
skrzydeł, łopot ciszy, łopot kolorów.
Wiosna to także dzień sportu w szkole
dzieci. Dowiedziałam się, że uczniowie muszą przyjść w sportowych strojach,
reszty nie sprecyzowano. Prosiłam, aby wieczorem młodzi przygotowali wszystko, aby
rano nie przeszukiwać szafek. Rankiem odkryłam, że na krześle syna leżą
spodenki i przykrótka koszulka. Besztam go zawzięcie, bo przecież są tylko 4
stopnie w plusie. Na halę sportową musimy dojechać rowerami. Pokrzykuję, że o
tej porze roku nikt się tak nie ubiera. Zakładamy jeszcze czapki i rękawiczki -
jedziemy. Gdy jesteśmy już blisko, widzę ze wszystkich stron zjeżdżające się
dzieci. Ku mojemu zaskoczeniu kilkoro w krótkich spodenkach. I jak ja mam do
czegoś przekonywać dzieci? My na rowerach jeszcze w czapkach a inni już
rozebrani. To oznaka wiosny w Holandii.
Ta pora roku to również Wielkanoc. Święto nadziei i
odrodzenia. W Holandii obchodzone mniej uroczyści niż w Polsce, ale to nic, ja
zrobiłam je po swojemu, po polsku. Z lekką domieszką Holandii, bo przecież inaczej
być nie może. Niewielu wie, dlaczego zając nosi ze sobą czekoladowe jajka.
Wiosna to obietnica kolejnej szansy,
obietnica zmiany. Nowe początki kontynuacja tego, co było, ale inaczej, bo od
nowa. Kwitną kwiaty, kobiety, policzki. Zrzucamy kurtki i szaliki. Wiosna jest
niczym dzieciństwo, od teraz wszystko jest możliwe, wszystko się może zdarzyć.
Jeszcze chwilę i zakwitną magnolie, które zawsze będą kojarzyć mi się z nowym
życiem. Płatki kwiatów znów zaskakują na
drzewach, bo jeszcze bez liści. Coś z wyraźnym początkiem a końcem jakby trochę
niedostrzegalnym, bo potem lato nadchodzi płynniej.
Mówią, że każdy początek jest
trudny, ale z pewnością nie ten, ten jest sam z siebie. To wiadomość od wiosny.
Może lepiej powiedzieć: na dobry początek. Znów Persefona powróciła do matki.
Dla mnie wiosna w tym roku zyskała
jeszcze jedno znaczenie, jeszcze jedną obietnicę. Gdy w ogrodzie zakwitły
krokusy, do wydawnictwa wyruszyła moja kolejna książka, druga część „Wojny w
Jangblizji”. To dalsza opowieść, ale kolejny początek. Czekam na ilustracje,
czekam na korektę. Czekam… Chwilę przed wakacjami będzie miała miejsce jej premiera.
Tegoroczna wiosna miesza mój strach, obawy, nadzieję, ekscytację oraz powoli
kiełkującą radość, cieszę się, bo moja powieść to uwiecznienie ponad rocznej
pracy.
Biały przebiśnieg nadchodzi pierwszy i
zawsze pochyla głowę. On jeden tylko wie, co przyniosą kolejne dni, ale i tak będzie
biało milczał. Wszędzie wiosna… tylko ta pani w telewizorze, psując zamysł mego tekstu, straszy, że za tydzień wróci
zima. Ale co tam.
AS
Komentarze
Prześlij komentarz