Drzewo – koniec historii
Na schodach mija mnie kobieta. Znam ją. To sąsiadka moich rodziców, mieszka piętro wyżej. Wieku jej nie da się już określić. Ona ma 1000 lat i nie ma ich wcale. Ona istnieje, ale jakby już jej nie było. W obu rękach niesie plastikowe torby z zakupami. Uprzejmie witam się z nią. Ona patrzy na mnie ukradkiem i rzuca mi szybkie dzień dobry . Widzę, że ma mokre policzki. Idzie dalej, nie spieszy się, ale i tak mam wrażenie, jakby się przemykała. Jej kroki są ciężkie, cięższe niż innych ludzi. Nim zamkną się za nią drzwi, słyszę jeszcze przeciągłe westchnienie. Osób, które aż tak cierpią, nie zatrzymuje się, nie pyta się – co słychać? Nie obiecuje się, że jutro będzie lepiej. Bartek zginął kilka miesięcy temu w wypadku samochodowym. Matka, która straciła dziecko, sama jakby umarła. Wspina się na trzecie piętro. Kluczem trafia w zamek, otwiera drzwi, ale robi to machinalnie, zupełnie bez udziału świadomości. Robi to, bo nie może przecież zostać na klatce schodowej. A może powinna, bo j