Chwila dla siebie


Kiedyś mąż przyniósł mi artykuł wyrwany z jakiegoś dziennika, mówiący o tym, że studiujące mamy to top kobiety. Bardzo mi to pochlebiło, taki prasowy komplement. Artykuł przeczytałam i schowałam do szuflady. Taką mamę i studentkę swobodnie można porównywać się z cyrkowym akrobatą. Z tą tylko różnicą, że akrobata wisi gdzieś pod sklepieniem kolorowego namiotu w fantastycznej pozie, a mama zazwyczaj ląduje koślawie w dziwacznych miejscach z jeszcze dziwaczniejszymi rekwizytami. Kiedy sama znajdę się w takiej sytuacji, wstaję, otrzepuję ciuchy, układam zwichrzone włosy i uśmiecham się trochę niepewnie. Może bez gracji i wyczucia, ale znów udało mi się wylądować tam, gdzie chciałam. Czasem ktoś mnie pyta, jak ja sobie radzę. Dzięki pomocy najbliższych nauczyłam się być w kilku miejscach jednocześnie… no prawie…
Budzik - rozlega się wściekła muzyka Led Zeppelin, która dla mnie i tak zawsze będzie się kojarzyć ze Śnieżką z trzeciej częścią „Shreka”. Zaczynam nowy dzień. Za chwilę trzeba obudzić dzieci. Zanim to zrobię, sprawdzę jeszcze w głowie i w komórce plan dnia, aby czegoś nie zapomnieć (Chwała współczesnej technice!). Potem szybki prysznic, aby zmyć resztki ochoty na jeszcze choć małą chwilkę drzemki.
Budzę dzieci, choć sama czuję się jeszcze trochę „nocna”. Wstają, a ja szykuję dla nich ciuchy, dobudzam się, nie mam wyjścia. Córka zawsze kręci nosem, więc każdy element garderoby negocjujemy. Udało się. Teraz na dół. Trzeba zrobić śniadanie i jedzenie do szkoły. Krzyczę, aby nie zapomniały o umyciu zębów. Dziś środa, więc „gym”, na co wciąż jeszcze mówię „wuef”. Zaraz… czyli jeszcze do torby syna trzeba wrzucić trampki, koszulkę i spodenki. Trenuję z dzieciakami plan dnia, aby wszyscy wiedzieli, co nas dziś czeka. Jedziemy do szkoły. Jeszcze tylko włosy córki. Wydała mi instrukcje, więc wiem, co mam robić - szczotka, gumeczki, spinki.
Jedziemy. W aucie muzyka Pana Tik Taka. Cieszę się. Razem śpiewamy:
„…kto zębów nie myje, ten ma kłopoty….”
Dzieciaki w szkole, więc pędzę dalej, ale najpierw trzeba jeszcze pomachać pod oknem. To codzienna tradycja tej szkoły. Macha się tak od pierwszej do czwartej klasy, aż dzieciaki w końcu same stwierdzają, że są na to za stare. Ja jeszcze jakiś czas będę to robić. Stoję więc z innymi mamami i macham. Najpierw przy oknie klasy córki, potem syna.
Teraz sklep, brakuje mleka, jogurtu i chleba. Resztę kupię jutro na targu. Lecę do domu. Chwila na kawusię. Muszę zabrać się za kończenie pracy na uniwersytet. Muszę przeczytać artykuł. Jeszcze tylko poodkurzam i siądę do pisania. Właściwie przydało by się też wytrzeć podłogi . Zadeptało się kilka mokrych śladów nakapanych przez umyte rączki dzieci. A może to coś innego? Trudno zidentyfikować. Tak, jeszcze to i siądę…. O, zmywarka skończyła! Wyjmę cieplutkie jeszcze naczynia, a brudne załaduję. Kuchnia będzie wyglądała dużo lepiej. Jeszcze tylko pralka, bo tego też się nazbierało. Nie wiadomo gdzie i kiedy. Jej, ale te półki zakurzone! – nie, to zrobię później. Głodna jestem. Czy ja jadłam śniadanie? Za chwilę…. Odsapnę przy kawusi. Zaraz, a ta dziura w swetrze? Jeszcze tylko to zrobię. Przy okazji zaszyję też rozdarty nos przytulanki, zanim ta do końca straci wszystkie wełniane wnętrzności. A co na obiad? Trzeba coś wyjąć z zamrażalnika. Ale to później. Siadam do komputera, a tam już czeka e-mail od promotora. W pierwszych rozdziałach sporo błędów, trzeba poprawić. Ojej! Koniec marudzenia!. Zabieram się za czytanie. Fantastyczny artykuł, ale trzeba się dobrze skoncentrować, aby czegoś nie przegapić, bo bardzo trudny. Czytam! Która godzina? Ojej, musze zrobić jedzenia dla syna! Dziś zostaje dłużej w szkole, bo ma pierwsze zajęcia klubu szachowego. Jadę z jedzeniem do szkoły. Zostawiam mu, daję jeszcze buziaka i pędzę z córką, bo impreza urodzinowa u koleżanki. Teraz do domu. Nic już nie zrobię, tylko kawusia. Potem po syna, bo szachy tylko godzinkę… Znów do domu… Może kawusia? Nie, która to już z kolei? Może mi zaszkodzić. Teraz usiądę i poczytam, może też coś napiszę.
- Mama, mama chodź zobacz, co zrobiłem!
- Już idę…
Jeszcze godzinka i po córkę…. Ja się załamię!…. Nie, wcale nie! Dam radę!!! Siadam przy biurku i grzebię w szufladach. Gdzie był ten artykuł? Wyciągam go i aby nie zapomnieć treści, przyklejam do tablicy nad biurkiem. W końcu jestem przecież top. Dzień się jeszcze nie skończył…
AS

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Największy pchli targ w Europie!

Jak to powiedzieć?

A co jeśli koń to żaba?