Czas zmian

Rok dobiegł końca... dobiegł, wcale nie – pędził i nawet na chwilę nie chciał się zatrzymać. Kilka dni temu myślałam, że jednak na moment zwolnił, ale to było złudzenie. Pragnę właśnie z tej okazji napisać kilka słów. Niczym kartkę, którą wysyła się do innych i całkiem trochę do siebie.

Dzieci wróciły do domu i zajmują się swoimi sprawami. Zostawiam wszystkie obowiązki, siadam do komputera i zaczynam pisać.

Dni przemykają, przeciekają i już ich nie ma. Nawet nie wiem jak, kiedy i gdzie. Jest dziś a to już tydzień temu. Wcale nie, miesiąc. Nasza jedenastoletnia córka pokazuje mi swe zdjęcie i pyta: ile wtedy miałam? Nie wiem, czekaj, osiem miesięcy. Śmieję się do siebie. Przecież to nie możliwe. To już tak dawno...

Po raz kolejny nadszedł czas przemyśleń i podsumować, a potem oczywiście i obietnic. Uwielbiam tę chwilę, bo jest pełna nadziei i spokoju. Mimo, że tylu obietnic z ubiegłego roku się nie dotrzymało, to nic, przecież nadchodzi kolejny przełom i następne szanse. Przez chwilę można w to wierzyć a potem czas i tak zasypie te obietnice kartkami z kalendarza.

2014 - to był niezwykły rok.

Nasz syn zakończył naukę w szkole podstawowej i rozpoczął w średniej. Ja wreszcie pojęłam, co kryje się za tymi skrótami w nazwach szkół średnich w Holandii. Zmiana ta była ogromnym przeżycie dla mnie, jako mamy a dla niego początkiem przygody, która na szczęście trwa do dziś. Jeszcze nie stała się rutyną. Zrobił pierwszy mały wielki krok w dorosłość a ja podążam za nim.

Nasza córka w drodze, gdzieś za sobą zostawiła lalki i przytulanki. Teraz lakier do paznokci, tusz do rzęs i nowy film znanego youtubera na komórce. Teraz te ciuchy a tamte już nie, bo obciach, ponieważ teraz nie taki styl. Książki wybierane samodzielnie a najlepiej kolorowe magazyny i te też całkiem inne. Muzyka głośna z pokoju, ale rozumiem, bo kiedyś ja też tak, już całkiem dawno, ale pamiętam i nawet czasem śpiewamy razem.

Dzieci się zmieniają a ja z przyjemnością przyjmuję te rewolucje. Choć czasem jest trudno, bo "ja nic nie rozumiem", ponieważ "ze mną nie można się dogadać". Zmieniam się razem z nimi. Wiem, że jeśli tego nie zrobię, nie pójdę w tamtym kierunku, to one i tak zrobią to same a tej przygody za żadne skarby nie przegapię.

W roku, który chwilę temu się skończył, na polskim rynku wydawniczym pojawiła się moja kolejna książka „Wojna w Jangblizji. W domu” to kontynuacja opowieści o przygodach bohaterów z pierwszej części. Wypełnia mnie radość, ponieważ książka do tej pory zdobyła już wiele bardzo pozytywnych recenzji a wiele osób pomogło mi w jej promocji. Dzięki inicjatywie i energii Gosi Lubbers wyruszyłam w podróż promującą moją twórczość. To było niesamowite doświadczenie. Możliwość poznania niezwykłych ludzi i odwiedzenia wielu miast w Polsce. Oczywiście jak zawsze boję się również tego co dalej, ale to mniej ważne, ponieważ i tak wiem, że wykonam kolejny krok.

Spotkałam się z czytelnikami w Polskiej Ambasadzie w Hadze.

W ubiegłym roku następny związek się rozpadł a dziecięce łzy nadal płyną. Kolejna osoba poszła na łatwiznę i zapomniała o składanej obietnicy, że będzie z nim na zawsze a była tylko na trochę i to nawet nie całkiem, bo przecież teraz już nic nie jest pewne. Zapomniała, że tak bardzo nie szanując innych najbardziej nie szanuje się samej siebie. Zaczęłam zastanawiać się, czy końce kiedykolwiek są nimi naprawdę, a może są tylko nowymi początkami. Może dla nich kończy się to co znane a zaczyna... no właśnie, co? Jakieś tam głębokie myśli dla całkiem codziennego cierpienia. Z bolącym sercem patrzyłam na matki, które bez mrugnięcia ranią swoje dzieci, bez względu na ich wiek.

Ja również musiałam pożegnać się z tym co wydawało się ważne, ale może tylko przez chwilę, choć trwało długo. Może jeśli odchodzi się łatwo, rzeczy nie są ważne. Może właśnie tak się uwalniamy od tego co zbędne.

Po raz kolejny przekonałam się, że wszystko, co się dzieje, ma wpływ na to, kim się stajemy a nasze stawanie się wciąż trwa i zawsze jest szansa na zmianę. Słowa, gesty a czasem nawet myśli podążają w jakimś kierunki. Każdy kolejny krok przecież gdzieś nas prowadzi.

W ubiegłym roku po raz pierwszy poczułam, że mija czas tak całkiem fizycznie i dosłownie.

A u nas teraz z nieba znów leją się łzy, czyli holenderska odmiana zimy. To nic, w domu rozpalam kominek, świeczki, nadzieję i zakładam ciepły sweter. Kawa smakuje lepiej i pełniej w tej ponurej tylko zewnętrznej chwili.

Znów na chwilę w domu zagościła choinka. Zapaliliśmy małe lampki i zaczarowałam moje dorastające dzieci. Wiem, że to działa. Oni nie wierzą już w Mikołaja, ale w magię świąt tak.

A teraz obietnice. Nad klawiaturą rzucę zaklęcia na nadchodzące dni. Rok 2015 będzie rokiem zmian. To z pewnością. Wierzę w to, nie wątpię. Zmian na lepsze, ponieważ w to, co robię znów włożę swe serce. 2015 - to praca na kolejną książką. Musi przecież powstać trzecia część Jangblijzi, bo w głowie kłębią się pomysły. Powstanie też książka o dwujęzyczności i jeszcze coś... Pełno planów. No i jeszcze dwujęzyczna bajka. 2015 to czas by uszczęśliwić najbliższych i siebie, z tymi, którzy są trochę dalej czasem jest trudniej. Zadbać o to co ważne! Błyszczeć (choć dla siebie) i zbierać siły, by nie martwić się tym, co mówią inni, a mówią coraz więcej. Ja mam właśnie mówić mniej a słuchać więcej i jeszcze więcej pisać. Mieć odwagę odwrócić się i odejść, i nie obawiać się reakcji. Może wreszcie zaprzyjaźnić się ze sportem... z jakimkolwiek, przecież dam radę. W końcu...
Kiedyś... I jeszcze być kimś, kto coś robi a nie jęczy, że musi to zrobić ktoś inny. Nie narzekać i nie słuchać narzekań, bo nie wiadomo, które są gorsze. Nie bać się! Nie zapomnieć! Znaleźć czas na kawę z cudownymi osobami, bo wokół mnie jest ich tak wiele.

Zmiany to dobro! Zmiany to rozwój! 
Zmienię Nowy Rok na lepsze.
Zaczarowałam!
Wszystkiego dobrego wszystkim.
AS

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Największy pchli targ w Europie!

Jak to powiedzieć?

A co jeśli koń to żaba?