Mamma Mia!
Z pewnością każdy z nas ma książki, do których wraca
wielokrotnie. Filmy, które zostają z nami na zawsze i można je oglądać w
całości, lub fragmentami wciąż i wciąż. Muzyka, która towarzyszy nam przez lata…
a razem z tym wszystkim powracają uczucia. Czasem jednak one się zmieniają, tak
jak zmienia się nasze życie. To co znamy, co czytaliśmy, widzieliśmy i
słyszeliśmy tyle razy, nabiera nowego znaczenia. Dorasta z nami. Czasem tak
jest…
Mama
była już ta piosenka do płakania? Zosia weszła do pokoju ubrana w piżamę. Poczułam zapach pasty do zębów. Uśmiechnęłam
się. Jeszcze nie, zaraz będzie,
odpowiedziałam, czekam tylko na nią i też
idę do łazienki i spać, już trochę późno. Zosia przyjęła tę wiadomość ze spokojem
i usiadła na kanapie.
Wiesz
co, odezwałam się po krótkim namyśle,
podaj mi chusteczki, to się przygotuję.
Mogłabyś
to kiedyś oglądać na spokojnie? Zapytała i podała to, o co ją prosiłam. Nie,
raczej nie.
Oglądamy filmową wersję musicalu „Mamma Mia!”. Czasem
trafiam na niego przerzucając programy telewizyjne. Może powinnam kupić DVD?
Nie kupuję. Film co jakiś czas wraca na ekrany telewizorów. Zawsze wtedy się zatrzymuję i zostaję prawie
do końca. Lubię ten film z wielu powodów. Występują w nim moi ulubieni aktorzy,
Colin Firth i Pierce Brosnan hmm… Meryl
Streep, chyba najlepsza amerykańska aktorka. Widoki greckiej wyspy zapierają
dech w piersiach i aż chce się pakować walizki i wyruszać w poszukiwaniu słońca.
No i oczywiście muzyka, pełna optymizmu i radości. To wszystko bardzo lubię,
ale w filmie jest jeszcze coś, coś co za każdym razem wyciska łzy z moich oczu
i za każdy razem staje się bardziej prawdziwe - ta jedna piosenka. Piosenka do płakania,
jak mówi Zosia.
Córka jęknęła a na ekranie pojawiła się Meryl Streep w
niebieskiej sukience.
“Schoolbag
in hand, she leaves home in the early morning
Waving goodbye with an absent-minded smile”
![]() |
źródło: amazon.com |
Tak, oglądam to po raz któryś…
Dlaczego
tak masz? Chce wiedzieć. Bo to prawda…
Bohaterka grana przez Meryl Streep pomaga swej córce
przygotować się do wesela. Pomaga i śpiewa.
Patrzę na Zosię i myślę, jak szybko płyną te lata. Kiedyś
była taka maleńka a teraz może być taka odległa. Przyglądam się jej, gdy się
czesze, gdy maluje rzęsy i głośno zastanawia się, co na siebie włożyć. Uśmiecham
się, ale tak by tego nie dostrzegła, gdy niczego nie znajduje mimo pełnej
szafy. Patrzę, gdy czyta, ogląda, liczy. Powtarza na zajęcia, odrabia lekcje i
sprawdza wiadomości na swoim telefonie.
Gdzieś w sercu pojawia się strach, że nie jestem w stanie
uchwycić żadnej z tych chwil, że są niczym piórka, które porywa wiatr. Mogę
patrzeć, ale i tak odlatują. Ona staje się samodzielna i już żyje obok, ze
swoimi tajemnicami i prawdami, w których ja nie zawsze się mieszczę.
Dostrzec w niej ją a nie własne wady. Odrębność w
najpiękniejszej postaci. Nie chcieć naprawiać czegoś, czego nie ma. Być i dbać.
Staram się podążać za nią i z nią, a czasem udaje mi się
iść obok. Staram się zrozumieć mijające dni i planuję, co możemy zrobić razem.
Na chwilę wchodzę w jej świat.
Złościmy się na siebie, ale jeszcze więcej śmiejemy. Przepraszamy
się a czasem obiecuje, że będzie inaczej, ja czasem też. Przewraca oczyma i
mogłabym przysiąc, że potrafię to usłyszeć. Podążam za nią a ona ucieka.
Wybieramy razem spodnie, swetry, cukierki i się na
spacery. Chodzimy razem do kina, księgarni i na kawę. Mówimy, że „na kawę”, ale
ona zawsze bierze to różowe mleko. Kiedyś
będę piła z tobą cappuccino, mówi do mnie i robi mi zdjęcie swoją komórką. Wybieramy buty, bilety, popcorn i książki.
Czasem się kłócimy a potem układam jej włosy i znów jest dobrze. Złości się,
gdy pójdę do sklepu bez niej i gdy nie pozwalam jej farbować włosów. A jeszcze
bardziej złości się, gdy mówię, że sama powinna podjąć tak ważną decyzję. Powinnaś mi pozwolić a nie kazać decydować,
mówi i widzę, jak zastanawia się nad tym, co powiedziała. Przypominają mi się
sukienki, które kiedyś nosiła, potem zakładała je swoim misiom, teraz nawet
misie odeszły w niepamięć.
Wiatr kołysze nas na wietrze. Ona tańczy, gdy na nią nie
patrzę i śpiewa pod prysznicem. Śpiewa pięknie, ale tylko dla siebie. Gdy się
dziwi tak zabawnie marszczy nos i nigdy nie kończy swoich rysunków. Zawsze wybiera
różowe cukierki z paczek i ogórka z sałatki. Pomagam jej spakować plecak i
zawsze macham na do widzenia. Jestem dla niej zawsze, ale tak by mogła złapać
oddech.

Tak często mówi, ale
ty nic nie rozumiesz, i pewnie tak jest. Czasem chcę, aby było inaczej a
jest właśnie tak i to dobrze. Ona uczy się dorosłości a ja akceptacji. Gdy jest
zła, jest zła całą sobą, nie trochę, nie odrobinę, tylko w całości i tak
niezaprzeczalnie na zawsze, na chwilę.
Ona nie wie, że chroni mnie przed tymi, którzy jęczą, że
wszystko jest złe. Czasem zatrzymuje się i mówi, że lubi zapach powietrza tak
całkiem rano, i głaszcze wszystkie napotkane koty, i wszystkie chce zabrać do
domu.
Już tak dorosła, że wie, że nie na każde pytanie rodzice
znają odpowiedź i jeszcze nie na tyle, by przestać wierzyć w szczęście bardzo
ogromne.
Chwilami chciałabym, aby na zawsze pozostała mała, abym
zawsze mogła ją chronić. Jednak miło jest patrzeć jak się zmienia, jak dorasta,
jak dba o siebie sama.
Ach
już dość, chodź idziemy spać,
mówi do mnie, ja wycieram łzy i myślę, że to przecież ja powinnam to powiedzieć.
Wyłączam telewizor, do następnego razu.
AS
Pięknie to napisałaś.Ja mam to za sobą - i szczerze - nie za bardzo aż tak refleksyjnie podchodziłam do fazy dorastania mojej córki...Chociaż nie było żle myślę - teraz mówi ona ,że młodość spędziła pięknie....
OdpowiedzUsuń