Tęsknota za słowem...

Kiedyś już pisałam o tęsknocie za ojczyzną, ale chyba znów skręślę kilka słów. Tym razem jedanak w torchę innym kontekście. Za krajem z którego pochodzę tęsknię na różne sposoby. Czasami za ludźmi, rodziną i przyjaciółmi. Za miejscami, które znam, za górami, rzekami, znajomymi ulicami, budynkami... sklepami... i czasem tęsknię również za przedmiotami. Często jest to jedzenie, bo jak żyć na obczyźnie bez pierogów i kiszonych ogórków? Człowiek w końcu przyzwyczaja się do braku zapachu chleba i świeżo mielonej kawy. Które tu pachną jakby inaczej. W zależności od dnia i godziny te tęsknoty mogą się przeplatać, mieszać a czasem któraś bierze górę nad innymi. Do tych tęsknot dodam teraz jeszcze jedną, tęsknotę za językiem. Za znajomymi dźwiękami, za zrozumiałymi słowami, za brakiem tłumacza w mojej głowie i martwieniem się, czy akurat ta kolejność słów w zdaniu jest poprawna. Nie dawno będąc w jednej z bardziej znanych sieciówek w Holandii, chciałam kupić pióro. Przeszuka...