Na kawę z Panem Cogito cz.1



'Szukam teraz jakiejś własnej, urojonej formuły klasyczności,
Poezji, która miałaby jakieś szanse przetrwania'
Z. Herbert
Z listu do Jerzego Zawieyskiego


Kawiarnia
Jest taka mała kawiarenka na skrzyżowaniu ulic w pewnym mieście... Właściwie to i to miasto nie jest takie ważne, ani ulice. Pewnie mogą być wszędzie, albo całkiem być może, nie ma ich nigdzie. Co jest natomiast ważne, to dym wyginający się ponad głowami i ta jedna osoba, która istnieje tak bardzo tu przede mną i chyba jeszcze bardziej gdzieś w środku mnie. Co ważne to te słowa, które mają coś z magii, bo przenoszą gdzieś w głąb emocji a może właśnie te emocje odkrywają. Tak jakby te słowa wiedziały więcej, wiedziały więcej o mnie i potrafiły lepiej opisać to co czuję. A może po prostu ja potrafię odnaleźć coś z siebie w tych linijkach zapisanych czarnym piórem? Tak jakby to tu i tam, teraz i wtedy było połączone tymi właściwymi słowami.
Ja jestem gadułą, paplam starając się w tej powodzi słów odnaleźć to co ważne. On rzeźbi uczucia w słowach a może słowa w uczuciach. W kilku wersach potrafi wyrazić TO i nie trzeba już nic więcej. Czasem nawet bardziej się czuje to, o czym on mówi niż rozumie.

Pan Cogito czyta gazetę

Pan Cogito siedzi obok mnie, nie naprzeciw a obok. Gdyby siedział naprzeciw musiałby przyglądać się mnie a on chce patrzeć na ulicę. Chce przyglądać się ludziom, którzy mijają okno przy którym stoi, na tę chwilę, całkiem nasz stolik. Przez chwilę może mi się wydawać, że patrzymy w tym samym kierunku, że siedzimy w tym samym miejscu. Cóż za bałwochwalcze stwierdzenie! Zapewne chce mnie czegoś nauczyć.
Ogarnia mnie strach. Taka okazja, takie spotkanie, a ja doskonale wiem, że nie uda mi się zapytać o wszystko co ważne. Przecież jutro zaglądając do tych notatek znów coś odkryję, znów w tych znanych słowach przeczytam coś po raz pierwszy.
Wyciąga papierosa i nie spiesząc się zapala go. Po chwili stuka palcem w gazetę, która leży na stoliku:

Na pierwszej stronie
meldunki o zabiciu 120 żołnierzy


Tak widziałam, też czytałam. Takie artykuły pojawiają się tak regularnie, że już nawet nie zwraca się uwagi na to, jaka to wojna, kto z kim, ani o co poszło. Tak, o powodach nie myśli się wcale. Czasem tylko, gdy to żołnierz z naszej ojczyzny, człowiek na chwilę się zatrzyma i być może trochę powspółczuje. Jednak to musi być jeden żołnierz, no góra dwóch, ale 120 to za dużo. Czy to pańska wojna? Czy artykuł wspomina o wojnie w pana ojczyźnie?

wojna trwała długo
można się przyzwyczaić


Tak naprawdę wszystkie wojny trwają długo, jeśli są krótkie to tylko dla tych, którzy w nich nie biorą udziału. Zresztą to i tak nie jest ważne, bo i tak zaraz wybucha jakaś nowa i znowu giną ludzie.

tuż obok doniesienie
o sensacyjnej zbrodni
z portretem mordercy


O tak, to już o wiele ciekawsze i jeszcze to zdjęcie. Jakby bardziej chwyta za serce i jeszcze wydarzyło się bliżej, choć właściwie dla nas to i tak daleko, bo przecież nie tutaj. Portret mordercy. Taki całkiem zwykły człowiek i taki smutny.

oko Pana Cogito
przesuwa się obojętnie
po żołnierskiej hekatombie
aby zagłębić się z lubością
w opis codziennej makabry


Przygląda się pan temu z obojętnością, bo to takie codzienne. Takich wiadomości widział już pan tak wiele, że to pana zupełnie nie interesuje. Przecież wiadomo, że jutro albo pojutrze, znów pojawi się taka informacja. Być może zginie trzech mniej albo czterech więcej. Być może stanie się to w innym państwie i ci młodzi żołnierze będą walczyć o jakąś inną równie odległą dla nas sprawę. Może ta codzienna makabra jest ważniejsza i bardziej oddziałuje na pana wyobraźnię. Jednak czy o tym, co tu się stało, będziemy pamiętać dłużej? Czy tak naprawdę ten morderca jest dla nas ważniejszy? A tak w ogóle - to co się stało?

trzydziestoletni robotnik rolny
pod wpływem nerwowej depresji
zabił swą żonę
i dwoje małych dzieci

podano dokładnie
przebieg morderstwa
położenie ciał
i inne szczegóły


Prawie jak w filmie, można sobie z łatwością wyobrazić co się stało i postaci wydają się jakby bardziej realne. To, czego nie podali, możemy sobie swobodnie dopowiedzieć. Pewnie tam dalej opisali jak to zrobił i że sąsiedzi zawsze uważali go za takiego spokojnego człowieka. Albo może odwrotnie, okaże się, że już wcześniej były doniesienia, że z nim coś nie tak, a nikt nie reagował, a teraz jest już za późno. Dobrze nam idzie prawda, zbrodnia nabiera realności, prawie widzimy co się stało. Nawet to, o czym nie wspomnieli, zobaczymy bo potrafimy, dorobić kolor oczu, długość włosów a nawet porozstawiać meble po wyimaginowanym domu mordercy i ofiary. .

120 poległych
daremnie szukać na mapie
zbyt wielka odległość
pokrywa ich jak dżungla


120, ale gdzie, tak daleko – czyli trochę jakby bez znaczenia. Bez danych, które wyznaczają granice poznanych przez nas miejsc. Nie mogę sobie tego wyobrazić, a pan? Nie wyobrażę sobie 120 par oczu, nie dam rady zobaczyć koloru włosów. Gdyby był jeden albo przynajmniej dwunastu, ale 120. Jacy byli, kim byli? Za dużo pracy dla wyobraźni a jeśli tak dużo pracy, to może dajmy sobie spokój. Po prostu gdzieś tam, ktoś tam, to chyba za dużo… za daleko… za nieznajomo… .

nie przemawiają do wyobraźni
jest ich za dużo
cyfra zero na końcu
przemienia ich w abstrakcję

temat do rozmyślania:
arytmetyka współczucia


A tak naprawdę proszę pana, to komu my współczujemy? Nie tym żołnierzom, bo za dużo i za daleko. Jednak czy współczujemy tej kobiecie, może dzieciom? A może temu mordercy, który pewnie wyjdzie z depresji, ale już nie będzie miał po co żyć. Czy współczujemy jemu? Może w tej arytmetyce współczucia wcale nie ma już na nie miejsca. Może gdyby to się stało za ścianą, tuż obok, albo zaraz przed nami, ale to wszystko to tylko informacje o ludziach i miejscach zupełnie nam obcych. Tak naprawdę to my nikomu nie współczujemy!
AS

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Największy pchli targ w Europie!

Jak to powiedzieć?

A co jeśli koń to żaba?