Co dziś zjemy?
.png)
Dlaczego o tym piszę? Chcę dziś zaprosić
czytelniczki Lejdiz, na coś dobrego, na coś holenderskiego.
Jeśli ktoś zapytałby Holendra,
co jest tradycyjnym obiadem w ich kraju, bez wątpienia poda jedną z dwóch
odpowiedzi; stamppot lub hutspot. Co to jest? Aby przygotować
pierwszą potrawę należy mieć w domu ziemniaki, cykorię endywię oraz podpieczone kawałki boczku. Ugotowane ziemniaki
ugnieść razem z cykorią i wymieszać z boczkiem. Danie podaje się razem z
gotowaną kiełbasą lub klopsem z mielonego mięsa. W Holandii jest wiele
odmian tej potrawy i z ugotowanymi ziemniakami można wymieszać prawie wszystko.
Również na ich bazie jest przygotowywany hutspot. Tym razem mieszamy z nimi ugotowaną marchewkę i cebulę. Słodycz tych
warzyw nigdy nie potrafiła mnie do siebie przekonać.
Mimo, że wyżej wymienione
potrawy nie reprezentują się "wyjściowo", o tym, co można zjeść w
Królestwie Niderlandów, można by długo pisać. Nie jest to zaproszenie na obiad,
raczej na różnego rodzaju przekąski. Wspomnę tylko o kilku, które każdy
przyjeżdżający koniecznie musi spróbować a bez których prawdopodobnie żaden
Holender nie wyobraża sobie życia.
No bo, jak zaprosić kogoś na
kawę nie mając stroopwafels? Dwóch
okrągłych wafli z masą z syropu, masła i cukru pomiędzy nimi. Ciastka te, jak wszystko, co najsmaczniejsze, początek
mają w „resztkach”. Pierwsze zostały zrobione w dziewiętnastym wieku w Goudzie
z resztek wcześniej pieczonych wafli. Były bardzo tanie i dlatego szybko zyskały
nazwę Ciastek Ubogich. Z czasem stały się najpopularniejszym dodatkiem do kawy
w Holandii. Są tak uwielbiane, że teraz można w torebkach kupić właśnie ich
resztki.

Może potem zjemy coś słonego - haring
czyli śledzie a precyzując: matjasy. Tradycja, kultura i pietyzm, to właśnie kojarzy
mi się z tą rybą. Spożywa się bardzo młode osobniki, nim jeszcze osiągnąć
zdolność rozmnażania i dlatego dawniej ten rodzaj śledzia nazywany był rybą
dziewiczą. Można ją kupić na każdym kramie rybnym na targu lub w sklepie. Posypane
cebulą z kawałkiem słodko-kwaśnego ogórka reprezentują się wybornie. Podawane
są na trzy sposoby; w bułce, w kawałkach i ten najbardziej zadziwiający
obcokrajowców w całości, czyli „za ogon”. A co znaczy „za ogon”? W tym jest właśnie cały
urok holenderskiego śledzia. Mimo, że mieszkam w Holandii już ponad trzynaście
lat, nadal spoglądam z fascynacją na ten sposób spożywania ryby. Serwuje się ją
w jednym kawałku na papierowym talerzu, oczyszczoną i wypatroszoną, z
niejadalnych części pozostaje tylko ogon. Konsument łapie rybę za ogonek i
wiszącą w powietrzu obgryza.
Równie ciekawy jest też sposób
podawania frytek w Królestwie Niderlandów. Można je zjeść z keczupem i ze
słynnym z filmu „Pulp Fiction” majonezem. Jednak najbardziej niezwykłe jest
podawanie ich z sosem orzechowym. Sos ten przybył do Holandii z Indonezji i
szybko stał się jednym z przysmaków w tym kraju.
Na koniec chciałabym podać
jeszcze moją ulubioną kulinarną tradycję. Beschuit met muisjes, słodka tradycja, pełna radości i nadziei. To
okrągłe suchary posmarowane masłem i posypane drobniutkimi nasionkami
anyżu obleczonymi w cukrową polewę. Z polewy wystają ogonki, stąd nazwa muisjes
- myszki. Można je kupić w dwóch kolorach różowym lub błękitnym. Gdy w
supermarkecie w kolejce do kasy stoi przede mną młody mężczyzna i wykłada na
taśmę trzy paczki sucharów, kostkę masła i dwa opakowania anyżowych myszek różowego
koloru to wiem, że właśnie został ojcem. Urodziła mu się dziewczynka. Sucharami
z myszkami częstuje się gości odwiedzających umęczoną po porodzie mamę i
maleństwo lub podaje kolegom powiadamiając w ten sposób o powiększeniu rodziny.
Cóż mi pozostało, poza
powtórzeniem za pewnym misiem:
Mam w spiżarni dwanaście garnczków, które
wołają mnie już od godziny.
Smacznego!
AS
Komentarze
Prześlij komentarz