Kilka słów w sprawie samotności



Jeszcze kilka lat temu świat był o wiele większy.
Wiem, jak to zabrzmiało, to bardzo oklepane zdanie, ale przecież jest w nim tak wiele prawdy. Jeszcze kilka lat temu ludzie byli znacznie dalej, choć wcale nie bardziej odlegli, wtedy również miejsca były bardziej oddalone. Wszystko zmieniło się dzięki inetrnetowi. Siadając na kanapie w jednej chwili mogę być gdzieś daleko, albo jeszcze dalej. Mogę czytać książki, których nie mam, oglądać seriale i pozwolić postaciom odpocząć, gdy tego zechcę. Jestem w stanie odwiedzać muzeum, do których zawsze chciałabym iść. Mogę wspinać się po górach, nawet nie ubierając butów, potrafię poznawać najdziwaczniejsze nazwy ptaków i roślin, nie kartkując opasłych tomów encyklopedii. 
 Od chwili powstania portali społecznościowych potrafię również spotykać się z ludźmi, których nie widziałam wiele lat oraz poznawać nowych. Mogę zobaczyć twarze dzieci z piaskownicy, które już dawno przestały być dziećmi. Zdołam porozmawiać z ciocią, kolegą, znajomą i z kuzynem, którego nigdy nie poznałam.
Ludzka skłonność do ekshibicjonizmu, bardzo wyraźna na portalach, pozwala mi pomyszkować w ich domach, poznać zwierzaki a nawet zajrzeć do talerza. Ludzie piszą, gdzie byli, gdzie są i dokąd zmierzają. Śledzi się ich choroby, zdrady i miłości. Czasem jest to nawet odrobinę zabawne, chwilami bardzo żenujące. Polacy dziwią się, że Holendrzy nie wieszają w oknach firanek. Portale społecznościowe nie tylko odsłoniły wszystkie okna, ale i zburzyły ściany. Internauci zapraszają do domów wszystkich i każdego.
Zaglądam, podglądam i patrzę, ale i tak najbardziej lubię podróżować. Zamiast do ludzi, zaglądam do miast i wiosek. Spaceruję uliczkami i zachodzę do restauracyjek. Dziś wybrałam się najpierw do Kazimierza Wielkiego, a potem do Krakowa. Zrobiło się sentymentalnie, poetycko i całkiem nastrojowo. Chwilę później dopadła mnie jednak świadomość sztuczności mojej wizyty. Nieprawdziwość tej wyprawy i uzmysłowienie sobie tego, że siedzę na kanapie stało się bardzo odczuwalne.
Napisałam, przez portal właśnie, wiadomość do kogoś, kto mieszka w jednym z miejsc odwiedzanych przeze mnie wirtualnie. Jest realnie w tamtym miejscu. Pozachwycałam się i do całości dorzuciłam jeszcze kilka achów i ochów.
Odpowiedź najpierw mnie zadziwiła a później zrobiło mi się smutno. Okazało się, że wcale nie jest tak poetycko i nastrojowo. Ktoś jest tam sam, nie ma z kim dzielić tego, co go otacza. Ładnie, prawda, ale co z tego, jeśli wszyscy są tak daleko. Bez wątpienia kamienice są piękne, domy również, ale na trotuarach słychać stukot tylko jednej pary butów. Rodzina daleko, a ja tylko przybysz, pisze.
Miejsca, różne odległe i bliskie, wyglądają wyjątkowo na zdjęciach. Są chwilowe, kolorowe, wykadrowane.  Nadają się na wyjazdy wakacyjne, na rozmyślania i na pocztówki.  Domowe są na co dzień w pełnej perspektywie bocznych ulic, zakamarków i co najważniejsze rodziny i przyjaciół.
Wreszcie to pojęłam! Bycie obcym, to bycie samotnym. Jeśli jest ktoś, kto idzie obok, kto też słucha, kto też patrzy - to właśnie udomawia miejsce. Ono może być najpiękniejsze, ale jego piękno pomniejsza samotność, brak najbliższych. Odległość do tego, co najważniejsze może odebrać kolor nawet najpiękniejszym obrazom. Wtedy zawsze mieszka się „gdzieś indziej”, mieszka się „tam”, nie „tu”.  Serce powie, że „tu” jest dobrze… serca powiedzą.
Czasem tęsknie, czasem czuję, że odległość istnieje. Potem jednak słyszę bicie kilku serc i jest dobrze. Otwieram drzwi. Mój syn wraca z turnieju szachowego z pucharem. Jego drużyna stoczyła zawzięty pojedynek i zajęła trzecie miejsce. Jego tata wywijał tym pucharem jak sztandarem. Duma rozpierała nas wszystkich. Odbywa się uroczysty obiad, do którego menu opracował nasz chłopiec, czyli frytki i hamburger. Hmm… to jest dom, to ten uśmiech na twarzy jedenastoletniego chłopca, to ściskająca go dziewięciolatka. Dzieci! To mój mąż wymachujący sztandarem zwycięstwa. To ja otwierająca im drzwi. To wszystko, co tu, co nas teraz tworzy.
Dochodzi się do punktu, gdy nie ważne jest, jakie to miejsce, ale aby w tym miejscu czuć się dobrze. To może być kawałek ziemi, który od pokoleń należy do rodziny i teraz przechodzi w nasze ręce. Ale także nowy ląd, który na pierwszy rzut oka wydaje się wrogi, ale wystarczy mrugnąć oczami by zacząć dostrzegać piękno. 
AS

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Największy pchli targ w Europie!

Jak to powiedzieć?

A co jeśli koń to żaba?