Wszystko się może zdarzyć...





Czasem wielkie plany swój początek mają w drobiazgu, zaczynają się od szczegółu w pierwszej chwili niewydającego się być ważnym lub od jednego rzuconego przez telefon zdania: a może pojechałybyśmy w trasę promującą twoje książki - to był głos Gosi Lubbers.
  
Tak to się zaczęło. Na samym początku miałyśmy odwiedzić tylko dwa miasta; Świnoujście i Szczecin... to nie prawda, tak całkiem na samym początku przez krótką chwilę myślałam, że to się nigdy nie uda. Jednak temu uczuciu nie poddałam się ani ja a tym bardziej Gosia. Obie głęboko wierzymy, że nie ma rzeczy niemożliwych. Zaczęłyśmy planować a później rozsyłać wici i prosić znajomych o pomoc w organizowaniu trasy i nagle ona rozrosła się do dziesięciu miast. W końcu do naszego projektu zaangażowało się mnóstwo osób, rodzina, przyjaciele i całkiem obce osoby.

W dniu, gdy wyjeżdżałyśmy, nie mogłyśmy się nadziwić, jakim cudem tylko my dwie wypełniłyśmy po brzegi duży samochód. W trasie spędziłyśmy wiele godzin, przejechałyśmy ponad trzy tysiące kilometrów. Większość czasu przegadałyśmy, śmiałyśmy się, płakałyśmy i wspierały w każdej chwili. Teraz zastanawiam się, jak opisać tak długą podróż nie zmieniając tego artykułu w książkę? Z perspektywy kilku tygodni wszystko wydaje się być bardzo ważne i musi zostać opisane... Zapamiętane.
 
W bibliotece w Świnoujściu
Odwiedziłyśmy Świnoujście, miasto położone na czterdziestu czterech wyspach, i cudowną Bibliotekę Publiczną Uznam, w której przyjęto mnie niezwykle uroczyście. Poczułam się, jak w domu. Potem był Szczecin i Muzeum Narodowe. W Szczecinie chwilę przed spotkaniem autorskim miałyśmy okazję oglądać inaugurację roku akademickiego na Wyższej Szkoły Morskiej. Coś pięknego!

Potem wyruszyłyśmy do Gdyni. Na miejsce przybyłyśmy wieczorem. To co nas otaczało zaczęłyśmy obserwować z perspektywy kogoś obcego. Ani Gosia, ani ja nie znałyśmy tego miejsca. Jednak rozmyślania te umknęły, gdy następnego dnia odwiedziliśmy Szkołę Podstawową im. wiceadm. Józefa Unruga nr 17 w Gdyni i poznałyśmy ciepłych i otwartych ludzi. Pani Bożena, bibliotekarka w tej szkole stała się dla mnie ucieleśnieniem pośrednika między literaturą a młodymi osobami. Już wtedy czułam, że bardzo chciałabym tam wrócić. Na spotkaniu autorskim z dziećmi, gdy tylko się przedstawiłam zostałam zasypana pytaniami. Mogłabym tam siedzieć i opowiadać godzinami. My jednak musiałyśmy jechać dalej. Jeszcze na chwilę wpadłyśmy do Gdańska, a tam dzięki opowieściom Beaty, która prowadzi bloga literackiego "Co warto czytać?" zakochałam się w tym mieście. 

 

Szkoła Podstawowa nr 17 w Gdyni

Stamtąd udałyśmy się w kierunku Torunia. Tutaj już poczułam się nieco zmęczona. Każdy dzień był niesamowitą dawką emocji i energii, którą musiała jakoś przetrawić. Chciałam pisać, ale zanim mogłam zastanowić się nad tym co się dzieje i co w związku z tym czuję, działo się już kolejne. Spotkania z ciekawymi ludźmi, którzy otwierali się przy nas i opowiadali o swoich problemach, o życiu i o co dzienności. A każdy przecież jest tak ciekawy i wart wysłuchania.


Toruń i Biblioteka Pedagogiczna

Potem wyjazd do biblioteki w Chełmży i spotkanie z paniami bibliotekarkami. Tego samego dnia wyjazd do Torunia. Spotkanie autorskie w bibliotece pedagogicznej napełniło mnie nadzieją. Pojawiały się pytania już konkretnie dotyczące moich książek. Młodzi ludzie rozpinali plecaki i wyjmowali z nich oprawione w folię oba tomy "Jangblizji".  Wywiad dla telewizji i przez chwilę znalazłam się w innym świecie. Potem spacer tymi samymi ulicami, którymi przechadzał się Mikołaj Kopernik. Spotkanie z Dominiką, ona wróciła z wieloletniego pobytu w Holandii do Polski i nagle stała się podwójną emigrantką. Spotkanie z nią było nieprawdopodobną dawką uczuć i przemyśleń. Jej mama, niczym postać wyjęta z dzieł literackich epoki romantyzmu dbała o nas, oprowadzała po mieście i opowiadała pasjonujące historie.

Następnego dnia wizyta w Szkole Podstawowej nr 2 w Turznie. Znów młodzi ludzi i to cudowne uczucie, że mam im coś do przekazania.

Aby o tym pomyśleć nie było jednak czasu, ponieważ tego samego dnia wyruszyłyśmy w kierunku Warszawy. Do stolicy znów dojechałyśmy nocą, przerażone zawiłościami ulic i już przekonane, że ilość reklam wiszących wszędzie i mrugająca na nas wściekle przyprawiła nas już o halucynacje. W Warszawie spotkałam się z Danutą Awolusi, "Dziką Kobietą", młodą pisarką i osobą, która jest inspiracją dla wielu. Dzień z nią spędzony był jednym z bardziej niesamowitych w czasie tej podróży. Spotkanie autorskie w bibliotece na Żoliborzu, było ostatnim na tym etapie naszej wyprawy i z niego do domu przywiozłam jeden z przyjemniejszych literackich komplementów: "nie jestem fanem fantastyki, ale pani książka mnie zaintrygowała i z pewnością ją przeczytam".

Od lewej w pierwszym rzędzie: Gosia Lubbers, Danusia Awolusi i ja.

Później, odwiedzając jeszcze na chwilę Poznań wróciłyśmy do Holandii. Jednak nie było mowy o odpoczynku, bo już tydzień później wyruszyłam w kolejną podróż. Bardzo brakowało mi towarzystwa Gosi, gdy odwiedziłam Szkołę Podstawową nr 28 we Wrocławiu i znów spotkałam się z moimi wiernymi czytelnikami (to była już moja trzecia wizyta w tym miejscu). Dzień spędzony z Moniką, moją przyjaciółką, znów dodał mi skrzydeł. Później wyjazd do Wałbrzycha, do mojego rodzinnego miasta. Na sam koniec spotkanie w Świdnicy w Kawiarni Fińskiej i rozmowy z Agnieszką, naczelną magazynu "Obsesje". Ach, nawet pisząc, brak mi tchu.   

Czasem ludzie, którzy przychodzili na spotkania, bardziej interesowało jak to jest mieszkać w innym państwie, jak na nas Polaków patrzą Holendrzy niż moje książki. Chcieli wiedzieć dużo o mojej działalności na rzecz dwujęzyczności. Dzieci dopytywały się, jak wyglądają u nas szkoły i co się je w Holandii. Młodzi ludzie chcieli wiedzieć skąd czerpię pomysły, jak zaczynałam i dlaczego świat fantasy jest dla mnie tak ważny.

Teraz spoglądając na ten tekst stwierdzam, że każdy akapit mogłabym rozwinąć do rozmiarów co najmniej artykułu. Jak dobrze, że dane jest nam przeżywać takie chwile. To była prawdziwa przygoda i teraz już wiem, że wszystko się może zdarzyć.
AS

Więcej zdjęć na  www.agnieszkasteur.com

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Największy pchli targ w Europie!

Jak to powiedzieć?

A co jeśli koń to żaba?