Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2009

Nasza klasa

Obraz
Pierwsze do parku weszły Marta i Joasia. Wyglądały tak samo jak kiedyś, a jednak całkiem inaczej. Nie mówię o wielkim brzuchu Marty. Przyszła mimo, że za trzy dni miała wyznaczoną datę porodu. Mówię o tym, że między tym spotkaniem a ostatnią chwilą, gdy je widziałam minęło 15 lat. Parkowe spotkanie klasowe, zwołane w ostatniej chwili, na ostatni moment. Jutro rano wracamy do Holandii. Marta stoi, delikatnie się uśmiech i z czułością gładzi swój brzuch. To chłopiec mówi. Joasia przytula mnie i szepcze – to moje młodsze kochanie – wskazuje roześmianego, prawie dwuletniego chłopca. Starsze kochanie to jej mąż, ale został w domu. Przyjdzie tylko kilka osób, ale to te najważniejsze. To właśnie z nimi świętowałam moje urodziny, z nimi spędzałam przerwy w szkole. Ich poznałam, gdy byłam młodsza o rok od mojego syna dziś. To niemożliwe! Wzajemnie obdarowujemy się komplementami. Nic się nie zmieniłaś! Super wyglądasz! Przyglądamy się sobie starając się dostrzec te dzieci z podstawówki

Moc bajek

Obraz
Siedzę przed półką z bajkami moich dzieci. Zastanawiam się nad tym, ile w nich okrucieństwa. Nie jest dobrze! Śnieżka otruta, babcia i Czerwony Kapturek pożarci, wilk rozpruty, Baba Jaga upieczona w piecu. O Dziewczynce z Zapałkami i Małej Syrence lepiej w ogóle nie wspominać. Krew, zbrodnia i okrucieństwo. Zobaczę w polskich bajkach! Sprawa też nie wygląda najlepiej. Bazyliszek mrozi wzrokiem, Smok Wawelski pożera dziewice, Wanda rzuca się ze skały w odmęty wodne, a Koziołek Matołek wisi nad ogniskiem, czekając aż zostanie przerobiony na smaczne kiełbaski. Jedno jest pewne, bajki moich dzieci mogą równać się z niejedną kartoteką policyjną. To nie wygląda najlepiej i czasem dzieci mają trudności, by zrozumieć, dlaczego właśnie tak się dzieje. Myślę jednak, że one w ten właśnie sposób poznają świat. Mimo, że historie te można między bajki włożyć, to właśnie one mają dość istotny wpływ na kształtowanie się osobowości dziecka. Dzięki nim pojawiają się pierwsze pragnienia i pierwsz

Zdrajca zaimek

Obraz
Części mowy potrafią być bardzo zdradzieckie. Weźmy taki zaimek. Niby sprawa jest prosta, ale szybko człowiek zaczyna wątpić. Na początek mamy tego tyle; są osobowe, wskazujące, dzierżawcze, zwrotne, nie mówiąc już o pytających czy względnych. Wskazujące, które wydają się dość proste, chyba, że droga wskazywania jest kręta. Te nieokreślone czy też określone są takie smutne. Ktokolwiek mówił o czymkolwiek i tak to nie dookreślił. Kto chce wiedzieć, gdzie chowa się słowo sam, albo jeszcze gorzej żaden? Niewielka różnica w mowie czy piśmie, a jaka różnica w życiu. To jest ich dom. Tutaj już ich nie ma. Zaimki dzierżawcze, tak bardzo przechodnie. To, co dziś jest jej, jeszcze wczoraj było moje. Takie zaimki mogą się w domu po kątach pogubić. Tak się zdarzyło. Na chwilę zgubiłam zaimek nasze. W Holandii pytając o Polskę, mówią - a jak jest u was? Zwykłe pytanie i potem dość zwykła odpowiedź. Jednak w Polce tak samo. Jak jest u was? Nagle z dwóch stron jest u was a ja nigdzie u n

Bezbłędne błędy

Obraz
- Nie boisz się, że twoje dzieci będą się śmiać z tego, jak mówisz po holendersku? Zapytała mnie dziś Aga. Dla nich jest to język ojczysty, będzie codzienny i pewnie bezbłędny. Ja nawet bardzo się starając, zawsze będę mówiła z polskim akcentem i niestety pewnie jeszcze długo przeciśnie mi się „coś nie tak” w składni i w wymowie. Nie myślałam o tym. Zamartwiam się tyloma rzeczami, a tym jeszcze nie?! To prawda - język holenderski jest dla mnie bardzo ważny i często boli mnie, że nie potrafię się w nim w pełni wyrazić. Złoszczę się, gdy ze względu na akcent lub jakiś głupi błąd, ludzie źle mnie oceniają. Traktują mnie, jakbym nie była w stanie wszystkiego do końca zrozumieć. Pobłażliwość w ich wzroku irytuje mnie - robi błędy, bo jest obca. Złość jednak bardzo szybko mija, a irytacja to tylko przejaw mojej słabości. Już wiem, że istnieje coś takiego jak kompleks języka. Strach, że zaraz po otwarciu ust okaże się, że znów orzeczenie zawlekło się nie tam gdzie być powinno. Brr! Wi

Dzień Mamy

Obraz
  W całkiem nie dużym mieście, na południu Polski, w jednym z wielu bloków, na drugim piętrze pali się światło. Jest już późno, wszyscy śpią. Przecież jutro trzeba iść do pracy, ale Mama nie śpi. Ona czeka, bo wie, że my jedziemy, że będziemy o drugiej, może trzeciej nad ranem. Nie ważne, czeka. Wjeżdżamy pod górę, bo u nas pełno gór. Widzę to okno i wiem, że wracam. To tu, to w tym miejscu znajduje się początek. To okno i ta osoba w szlafroku lila za nim, pomagają mi określić, gdzie jestem. Nie ważne jak daleko odejdę, to okno zawsze płonie ciepłym światłem. Będąc w Holandii, jestem po prostu tysiąc kilometrów od tego miejsca. Będąc daleko i tak wiem, że w tym oknie pali się światło. Jak latarnia morska, bym wiedziała, w którą stronę płynąć, by zawinąć do bezpiecznego portu. Tam zawsze ktoś na mnie czeka. Nawet wtedy, gdy nie mam nic do powiedzenia. Tam jest ktoś, kto martwi się o mnie zawsze, mimo, że wciąż powtarzam, ale u mnie wszystko w porządku. Naprawdę! Ja sobie radz

Niebieski odcień bieli

Obraz
Czy wiecie, jak pachnie zima? Jak się zimę czuje? Jak smakuje zima? To uczucie delikatnego szczypania na policzkach i ten zapach zmarzniętej ziemi, który unosi się w powietrzu. To śnieg skrzypiący pod butami. To oddech, tak całkiem widzialny, mieszający się ze spadającymi z nieba śnieżynkami. Śnieżynki powoli topniejące na grzywce wystającej spod czapki. Zima w Polsce, to łezki spływające po policzkach, i diamentami spadające na ziemię, bo taki mroźny wiatr. Zima to śnieg! Cały czas myślałam, że muszę wykroić choćby tydzień i teraz pojechać z dziećmi do Polski. W Holandii, gdy dzieci już chodzą do szkoły, aby wyjechać i nie zadrzeć z prawem trzeba czekać na wakacje. W lutym są wakacje krokusowe. W Polsce jest zima, pada śnieg. Jedziemy! Pakuję walizkę, kupuję pudło „stroopwafels”, bo bez nich nie ma, co się pokazywać w Polsce. Jedziemy, po 10 minutach w aucie syn pyta, czy już jesteśmy w Niemczech. Uśmiechamy się i tłumaczymy, że jeszcze nie. Godziny mijają, dzieci śpią, a wokó

Nasi skrzydlaci sąsiedzi

Obraz
To, że nie jesteśmy jedynymi mieszkańcami naszego domu, odkryliśmy wiosną ubiegłego roku. Najpierw nie wiedzieliśmy, co oznaczają te dziwne odgłosy z poddasza. Nie było to chrobotanie, więc myszami się nie martwiliśmy. Jednak coś żywego z pewnością, gdzieś tam się zagościło. Wyraźnie tuptanie małych łapek trochę nas niepokoiło. Zastanawialiśmy się, jakie jeszcze szkodniki mogą zamieszkać na strychu. W marcu poznaliśmy odpowiedź. To po rynnie tuptały łapki pary kosów. Ptaki rozgościły się, nie na strychu, a właśnie w przestrzeni miedzy rynną i dachówkami. W słoneczne, sobotnie rano, usłyszeliśmy cichutkie głosy piskląt. Wydało nam się, jakby wiosna przyszła do nas bardziej, jakby osobiście weszła do naszego domu. W ogrodzie zadzieraliśmy głowy, starając się coś zobaczyć. Dwa małe czarne ptaki o pomarańczowych dziobach, zaczęły ciężką pracę. Pisklęta domagały się pożywienia. Rodzice latali całymi dniami, tam i z powrotem, starając się zamknąć małe dzióbki. Pisk z czasem się zmieniał,

Jestem z Polski!

Obraz
Ktoś, kto pochodzi z Polski, powiedział mi dziś, że na pytanie skąd jest, odpowiada, że z Europy Wschodniej, bo wstydzi się powiedzieć prawdę. Nie ma odwagi przyznać się, w jakim kraju się urodził, bo stamtąd są tylko pijacy, kryminaliści i dorobkiewicze. Najpierw zrobiło mi się smutno, a potem się wściekłam. Jeśli będziemy się wstydzić naszego pochodzenia, nikt nas nie będzie szanował. Tym wstydem będziemy udowadniać prawdziwość negatywnych opinii. Ja pochodzę z Polski! Starałam się wyrzucić z głowy te rozważania, bo musiałam, zanim dzieci wrócą ze szkoły, spędzić trochę czasu, rozgryzając zagadki polskiej gramatyki. Chciałam przygotować się do kolejnych zajęć na uniwersytecie i potrzebowałam dowiedzieć się, dlaczego rzeczowniki odmieniane przez przypadki przybierają właśnie taką formę, a nie inną? Wyciągnęłam wszystkie książki do gramatyki, jakie mam i zaczęłam szukać odpowiedzi. Na chwilę stałam się gramatycznym detektywem. Pan Doroszewski udzielił mi wielu odpowiedzi, zna

Obywatel świata

Obraz
We współczesnym świecie granice między wieloma państwami powoli zacierają się i tracą znaczenie. Przynajmniej czasem można odnieść właśnie takie wrażenie. Mówi się o globalizacji, a ludzie zaczynają nazywać siebie obywatelami świata. Człowiek w ciągu jednego tygodnia może odwiedzić wszystkie kontynenty. Wyczyn Phileasa Fogga, bohatera książki „W 80 dni dookoła świata”, już nikogo nie zachwyca. Dziś ktoś, kto ma wystarczającą ilość środków finansowych, potrafi bez większych problemów powtórzyć jego wyczyn. Teraz nie mówi się emigrant, mówi się Europejczyk. To ktoś, kto emigruje w granicach naszego kontynentu. Obywatel świata jedzie dalej. Co to wszystko znaczy z punktu widzenia zwykłego człowieka? Kim się tak naprawdę jest, gdy się jest obywatelem świata? Jaką granicę trzeba przekroczyć, aby się nim stać? Kim ja jestem? Polką – na pewno, ale przecież już prawie jedną trzecią mojego życia mieszkam w Holandii, więc coś holenderskiego chyba przeniknęło do mojego ducha. Kraj Tulipan

Szkatułka

Obraz
Za ojczyzną można tęsknić na różne sposoby. Można tęsknić cały czas, lub od czasu do czasu. Po obejrzeniu wiadomości lub jakiegoś program publicystycznego, można tęsknić mniej. Gdy się zostanie potraktowanym jak obywatel drugiej kategorii, można tęsknić trochę bardziej. Jednak zawsze tęskni się za czymś innym. Gdy zostaje się tutaj na Boże Narodzenie, tęskni się jeszcze bardziej, gdy dowiaduję się przez telefon, że mój młodszy brat zostanie ojcem, wtedy już się ryczy. Tęskniąc za tym samym, można tęsknić za różnymi aspektami tego czegoś. Każdy wybiera to, co najważniejsze. Można tęsknić za ludźmi, za miejscami lub za przedmiotami. Można tęsknić za tylko jedną z tych rzeczy, lub za wszystkimi naraz. Jednak ta tęsknota jest wyjątkowa, bo odległość pokazuje, co tak naprawdę jest ważne i co jest szczególne. Tęskniąc ważne jest też, dlaczego się wyjechało, jaki jest powód wędrówki. To, co się odkryje, może być zadziwiające. Ten rodzaj melancholii jest jak szkatułka, do której chowa się

Mój rosyjski akcent

Obraz
Byłam z córeczką na kolejnych zajęciach z baletu. Czteroletnie dziewczynki w baletkach wytwarzają wokół siebie jakąś magię. Coś tak niesamowicie eterycznego, że nie ma nawet chwili zwątpienia, że elfy faktycznie istnieją. Widzi się grupę Dzwoneczków i ma się wrażenie, że za chwilę przeniosą siebie i patrzących do Nibylandii. Gdzieś za rogiem na pewno musi się kryć Piotruś Pan. Można patrzeć i patrzeć. Niestety tydzień wcześniej mamy nie mogły zostać na całych zajęciach. Stojąc przed salą rozmawiałam z inną mamą. Rozmowa bardzo przyjemna, nagle zmieniła tor, gdy ona stwierdziła, że mam wyraźnie rosyjski akcent. Zdziwiłam się, bo przecież pochodzę z Polski, ale ja swojego akcentu nie słyszę, może i brzmi jak rosyjski. Zaczęłam z nią rozmawiać, o „tamtych” krajach. To zawsze tak dziwnie brzmi. „Tamte” czyli jakie? A jeśli są „tamte”, to które są „te”? Znacznie gorsze jest jednak mówienie o krajach bloku wschodniego. Niech już lepiej będzie „tamte”. Słuchałam jej i zastanawiałam si

Psychologia remontu

Obraz
Nad tym trzeba się koniecznie zastanowić. Przeprowadzić dogłębne badania psychologiczne. Należy przebadać, przeanalizować i wyciągnąć wnioski; jak to jest z tymi remontami? Jak za długo czegoś się w domu nie zmienia, to zaczyna człowieka nosić. Jak w końcu remont się zacznie, odchodzi się od zmysłów i ma się nadzieję, że koszmar szybko dobiegnie końca. Najpierw ogląda się próbki farb, tapety, meble i co tam jeszcze trzeba, w zależności od planowanego remontu. Potem, już po drugim dniu działań destrukcyjno- budowlanych, ma się serdecznie dość. Dom przypomina pole bitwy a pył można odnaleźć wszędzie, nawet w bębnie pralki automatycznej. Kiedy to się wreszcie skończy?!! Mnie też już zaczyna nosić, chcę coś zmienić. Pewnie zbyt długo nie miałam bałaganu nie do ogarnięcia. Przypomniał mi się nasz ostatni remont. Trzy tygodnie brodzenia w pyle, ale było warto. Do tej pracy zatrudniliśmy polskich specjalistów - wiadomo tańsi niż Holendrzy a robotę wykonają szybciej i często lepiej ni

Moje trzy grupy Holendrów

Obraz
W naszym świecie wszytko gdzieś przynależy. Musi przynależeć, bo jeśli nie, to trochę jakby nie istniało. Są grupy, klasy, gatunki. Mamy wielkie zwierzęta, małe owady, samochody, języki, ciastka i grupy krwi. Wszystko gdzieś do czegoś jest przypisane. Ludzie też lubią przypisywać się do jakiejś konkretnej grupy. Mogą być religijne, narodowościowe, społeczne, klasowe i jeszcze wiele innych, właściwie im więcej tym lepiej. Jak ktoś nie czuje się związany z jakąś grupą, to też jest już w grupie - tych niezrzeszonych. Poza przynależnością do grupy, ludzie uwielbiają dzielić innych. Jeśli coś jest już podzielone, zawsze można obmyślić podgrupy, podgatunki i wiele innych pod… Wymyślanie takich grup jest lepsze od uogólniania. Ja, w raczej niemożliwym do określenia momencie i trochę nieświadomie, też stworzyłam podział - podzieliłam Holendrów. Zrobiłam to na podstawie ich znajomości Polski i Polaków. Mogę chyba stwierdzić, że istnieją trzy grupy Holendrów. Grupa pierwsza to niewiedzący

Dzień, w którym kochałam Holendrów najbardziej

Obraz
Kryształowa Matka Boża i antyczni herosi. Dom płonął. Żółto-czerwone jęzory sięgnęły już dachu. Temperatura była tak wysoka, że szyby w sąsiednich domach pękały. Ogień to jakby stworzenie, istota pożerająca wszystko, co napotka na drodze. Nie czuje litości i będzie pędzić przed siebie tak długo, aż ktoś go nie powstrzyma. Wszystko zaczęło się od jednej świeczki, która spadła ze stołu i wturlała się w zasłony. Ogień wspiął się po materiale do góry. Starsza pani, przerażona tym co się dzieje, zerwała zasłony dotkliwie parząc sobie dłonie. Nie myślała, pragnęła tylko jednego, by ten intruz opuścił jej dom. Otworzyła drzwi, chciała wyrzucić płonące zasłony na zewnątrz. Wydawało się, że ogień tylko na to czekał, tlen dał mu siłę. Teraz mógł już opanować cały dom. Wspinając się po framugach okien, dostał się najpierw na pierwsze piętro a potem na strych. W końcu wdrapał się na dach. Płomienie, jak bardzo długie ramiona, zaczęły sięgać domów obok. Jedną z tych „płonących dłoni” zob

Rozmowa o powrocie

Obraz
Rozmawiałam dziś z mamą kolegi mojego syna. Ta pani wiele lat spędziła za granicą. Teraz postanowiła wrócić do Holandii. Pytałam dlaczego. Odpowiedziała mi, że nie potrafiła wyobrazić sobie siebie starzejącej się tam. Zastanowiłam się nad tym, czy ja mogę zobaczyć siebie starą w Holandii. Chyba już mogę, ale dlaczego? A może wcale nie mogę, bo jeszcze nie dotarłam do miejsca, gdy człowiek zastanawia sie nad sobą jako babcią. Jak to jest ze mną? Czym różnię się od niej? Czym różni się moja sytuacja od tej, w której ona żyje? Rozmawiałyśmy dalej. Kobieta zdziwiła się, gdy powiedziałam jej, że mój dom jest właśnie tutaj. Z jednej strony poczułam sie winna, czyżbym zdradziła swój kraj? Zastanowiłam się, dlaczego ona tak bardzo mi się dziwi. Może w tym, co powiedziałam, jest coś niewłaściwego? Słuchałam, co mówiła, a im dłużej rozmawiałyśmy, tym bardziej zastanawiałam się nad tym, co ja czuję, co ja przeżywam i gdzie ja tak naprawdę jestem. Kobiecie po policzkach ciekły łzy, bo tutaj

Samodzielność

Obraz
Być samodzielnym w innym kraju. Hmm… samodzielność to okropne słowo! No nie, tak naprawdę to słowo wcale nie jest takie straszne, tyle, że treść i to, co ze sobą niesie, jest czasem trudne do rozgryzienia. Czasem być może trochę trudniejsze, gdy jest się w kraju, gdzie wszystko działa trochę na wspak. Chyba najpierw trzeba ustalić, czym jest właściwie ta samodzielność? Ja zawsze mam z tym kłopoty, przynajmniej jeśli chodzi o mnie samą. Gdzie przebiega granica między samodzielnością a pewnością siebie? Właściwie są chwile, że oba te pojęcia stają się nieostre i nie potrafię dostrzec między nimi różnicy. Czasem, gdy nie jestem pewna tego, co chcę zrobić, wydaje mi się, że coś jest nie tak z moją samodzielnością, a to przecież błąd! Tak naprawdę chyba właśnie w tych zwątpieniach jest jej najwięcej, w zastanawianiu się, w rozmowach ze sobą samym i w szukaniu rozwiązania tego najlepszego. Potem gdy wreszcie coś postanawiam pojawia się zadowolenie z siebie. Czy jestem tak naprawdę samo

U logopedy

Obraz
Dziś znów byłam u logopedy. Mój synek musi tam chodzić. Nie lubię tych wizyt. Ponoć są potrzebne, ale ja mam czasem wątpliwości. To trwa już długo, a ja nie słyszę słów zadowolenia. Mój mały stara się jak może i nadrabia zaległości. Najgorsze, że zawsze, gdy tam jestem, czuję się trochę jak głupek. Nie umiem dojść do tego, czy pani logopeda uważa mnie za głupka, czy to ja sobie tylko wmawiam. Niewiedza ta nie zmienia faktu, że nie lubię tam chodzić. Dziś ćwiczono wymowę „ui” i „au”. Dla mojego malucha jest to odrobinę skomplikowane, ale sobie radzi. Dla mnie natomiast prawie niewykonalne… niewymowne. Było auto i tuin, uil i dużo innych słów. W pewnym momencie, gdy już czas zajęć dobiegał końca, pani logopeda zwróciła się do mojego syna i powiedziała: – Musisz to ćwiczyć w domu, ale rób to z tatą, bo mama nie jest w tym najlepsza. Zamurowało mnie. Moja reakcja ograniczyła się do bezdechu. Logopeda nie powiedziała niczego, co by było niezgodne z prawdą. Nie zareagowałam, no bo z

Polszczyzna - ojczyzna

Obraz
Polszczyzna to również ojczyzna. Język polski to język, w którym myślę, marzę i śnię. Ojczyzna to Polska, kraj, który opuściłam ponad osiem lat temu. Zabrałam ze sobą całe mnóstwo rzeczy. To, co wtedy wydawało mi się ważne. Wciąż coś ze sobą zabieram. Mam polskie książki, fotografie, obrazy, wydmuszki na Wielkanoc i bombki na Boże Narodzenie.W moim domu mieszają się wspomnienia z drobinami holenderskiej kultury. Co jakiś czas przemknie się też gdzieś gnom, bo tak jak moje polskie korzenie są obecne u nas w domu, tak i korzenie mojego męża ukazują się w jakiejś irlandzkiej, czterolistnej koniczynie i w garńcu złota zakopanym na końcu tęczy. Z Polski zabrałam wspomnienia i tradycje a także polski temperament i wrażliwość. Zabrałam też coś co nie jest rzeczą, jest natomiast czymś, bez czego nie mogę żyć. Mój język. Jest on czymś, co mimo, że rzeczą, nie jest ma siłę wielu przedmiotów. To słowa w tym języku ranią najbardziej i to ta mowa potrafi mnie najgłębiej wzruszyć. „Mąż” wydaje

Obawy i tęsknoty

Obraz
Popatrzyłam na górę prasowania i stwierdziłam, że dłużej już nie uda mi się tego odkładać. W szafach świecą pustki, a wszystko pogniecione jest w koszach. Trzeba się za to zabrać. Rozstawiłam deskę na środku pokoju, tak aby widzieć telewizor. Tej góry nie dam rady pokonać bez fajnego filmu. Włączyłam Canal+, zaraz miał się zacząć „Pan Tadeusz”. Nie, to nie jest film do prasowania. Do tej czynności muszę mieć jakiś głupi film, sensacje albo romans. Najlepiej coś co już widziałam, bo akcja nie może wpłynąć na rozliczne poparzenia rąk. Nie przełączyłam. Film się zaczął, a mnie zaczęło się robić jakoś dziwnie. Dziś dla nas, w świecie nieproszonych gości, W całej przeszłości i w całej przyszłości Jedna już tylko jest kraina taka, W której jest trochę szczęścia dla Polaka, Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie Święty i czysty, jak pierwsze kochanie… (Epilog, wers nr. 64-69) Czułam, jak łzy płyną mi po policzkach. Tyle razy czytałam ten tekst, ten film też widziałam kiedyś dawno. Teraz