Bardzo kolorowe spotkanie z polskimi poetami
Weszłam do niewielkiego pokoju, który na tę chwilę stał
się przebieralnią i spojrzałam w twarze ośmiorga wystraszonych dzieci. Gdybym
miała tak długie ramiona objęłabym wszystkie maluchy równocześnie. Prze głowę
przemknęła mi myśl, pewnie one nawet nie wiedzą ile mnie nauczyły, zapamiętując
wiersze Jana Brzechwy i Wandy Chotomskiej. Ile myśli może wywołać dziecko
recytujące polskich poetów a mieszkające na obczyźnie... No tak, tak naprawdę
dla tych właśnie maluchów Holandia jest ojczyzną a uczą się wierszy w języku
jednego, lub obojga swych rodziców.
Tydzień
przed Wielkanocą Polska Szkoła w Utrechcie wzięła udział w Wierszowisku.
Impreza ta odbyła się już po raz XIII w Centrum
Kulturalnym w Malden. Co roku polskie szkoły w Holandii przygotowują się do tego
występu. Dzieci uczą się wierszy, nauczyciele opracowują scenariusze
przedstawień i starają się opanować sytuację na próbach a rodzice pomagają,
pomagają, i jeszcze raz pomagają.
W tym
roku nie wygraliśmy. Co prawda nie wróciliśmy do domów z pustymi rękami, ale
jak zawsze w takich sytuacjach pozostał niedosyt. Wśród nieznajomych widziałam
rozczarowane i zapłakane dzieci. Rozumiem to, ponieważ wiem też, ile pracy to
przedsięwzięcie kosztowało wszystkich. Każdy pragnie uznania za swą pracę.
W tym Wierszowisku wzięłam udział w „podwójnej” roli.
Byłam mamą ale i nauczycielem z Polskiej Szkoły w Utrechcie. Moim priorytetem
stało się pokazanie dzieciom, że językiem polskim można się bawić. Nie
chciałam, aby to była droga po puchar a możliwość poznania czegoś nowego.
Równocześnie chciałam, aby nauka wierszy i sam występ stały się szansą dla
dzieci, by sobie i innym coś udowodnić. Zapamiętywanie było pretekstem do
poznania nowych słów, ale i pokazania najmłodszym, że mogą być dumne z korzeni
swych rodziców.
Przygotowania
były próbą przyjaźni, troski i dowodu na to na kogo można liczyć. Dzięki
spotkaniom w szkole miałam okazję bliżej poznać cudownych rodziców moich
uczniów. Razem planowaliśmy i wciąż przychodziły na do głów nowe pomysły. Wtedy
też przekonałam się, jak ważna jest pomoc i ciepłe słowo.
Gdy
dzieci wychodziły na scenę oświetloną reflektorami na chwilę czas się
zatrzymywał, lub może właśnie cofał. Dzieci pokazywały nam, prawie wytykając
palcem, skąd pochodzimy, jak ważny jest język polski i to by pamiętać gdzie są
nasze korzenie.
Najpierw
na scenę wyszła Angelique.
Drobna pięciolatka wyrecytowała wiersz Jana Brzechwy "Tańcowała igła z
nitką". Nauka wymowy niektórych polskich słów kosztowała ją bardzo dużo
wysiłku, ale się udało.
Gdy Angelique skończyła mówić, wszyscy
biliśmy jej brawo. Po chwili wymknęłam się z innymi dziećmi i Anią, która
również jest nauczycielem w szkole w Utrechcie. Jej pomoc i spokój ducha były
wsparciem od pierwszej próby. Popędziliśmy do przebieralni. Dzięki staraniom wszystkich
po chwili z pokoju wyszedł piesek, potem sum i przekupka. To Zosia, Gerard i
Wiktoria, oni też wystąpili w części indywidualnej. Poczułam, jak zmieniam się
w mamę. Próby do Wierszowiska odbywały się nie tylko w szkole, ale i w domu,
gdy razem z Zosią i Gerardem ćwiczyłam ich teksty.
Oczy
mojej dziewczynki ze strachu stawały się coraz większe. Widziałam, jak bardzo
się boi, ale gdy zaproszono ją na scenę podniosła wysoko głowę i wkroczyła.
Pomyślałam, że to właśnie jest odwaga. No dobrze, pomyślałam już później, bo w
tej chwili byłam bardzo przejętą mamą.
Na
scenie znów zagościł Brzechwa. Zosia pięknie wyrecytowała "Psie
smutki", pokazując widowni swe rekwizyty. Wtedy poczułam, jak trudno być
nauczycielem i mamą w jednym... to prawie niemożliwe, mama zawsze wygra.
Później
na scenę wszedł Gerard i stał się sumem, który nie potrafi dojść do tego, czy zdoła w swym pojęciu odjąć zero od
dziesięciu. Sam bardzo lubi matematykę i tekst wiersza go bawił. Żebym miał przynajmniej kredę! Zaraz,
zaraz... Wiem już... Jeden! Nie! Nie jeden. Dziesięć chyba...
Ostatnia
z naszej szkoły wystąpiła Wiktoria, jako przekupka opowiadająca o kłótni warzyw
"Na straganie". Razem ze swą mamą zadbały o piękny kostium. Koszyk, laska,
czerwone policzki i chustka na głowie dopełniły obrazu.
Po przerwie rozpoczęły się występy grupowe. Mieliśmy okazję obejrzeć 6 krótkich przedstawień. Gdy patrzyłam na wszystkie dzieci, pomyślałam, jak trudną pracę mają członkowie jury wśród których znaleźli się: Barbara Borys-Damięcka – przewodnicząca – reżyser teatralny i filmowy, Senator RP VII kadencji, Małgorzata Pacek – Konsul Ambasady RP w Hadze, Waldemar Pankiw – redaktor naczelny PNKV oraz Łukasz Wierzbicki – pisarz i autor książek dla dzieci.
Po przerwie rozpoczęły się występy grupowe. Mieliśmy okazję obejrzeć 6 krótkich przedstawień. Gdy patrzyłam na wszystkie dzieci, pomyślałam, jak trudną pracę mają członkowie jury wśród których znaleźli się: Barbara Borys-Damięcka – przewodnicząca – reżyser teatralny i filmowy, Senator RP VII kadencji, Małgorzata Pacek – Konsul Ambasady RP w Hadze, Waldemar Pankiw – redaktor naczelny PNKV oraz Łukasz Wierzbicki – pisarz i autor książek dla dzieci.
Zastanawiałam
się, jak oni wybiorą zwycięzców? Przecież wszystkie przedstawienia były na
bardzo wysokim poziomie a dzieci cudowne.
Nasza
szkoła wystąpiła z przedstawieniem "Kłótnia barw". Wiktoria była
malarką, której kredki zaczęły się kłócić, o to która jest najważniejsza i nie
chciały wspólnie rysować. Reszta uczniów przebrana za owe kredki opowiadała,
dlaczego właśnie dany kolor zasługuje na największe uznanie. Na końcu malarka
stwierdziła, że skoro świat jest tak kolorowy to i jej podopieczni mogą się w
końcu pogodzić.
Mottem
naszego przedstawienia były słowa fioletowej kredki:
” Cóż to? Cóż to? Pomysłu
żadnego?
Czas na coś żartobliwego
Tak się nie da żyć, bo życie wesołe na całego musi być"
Na
widowni zasiedli również Holendrzy, zazwyczaj dumni tatusiowie. Również dla
nich był to miły dzień. Choć ze sceny padło wiele niezrozumiałych słów,
wiedzieli, że ich pociechy robią coś niezwykłego.
Nie
wygraliśmy, ale chyba wszyscy uczniowie i rodzice z naszej szkoły wrócili do
domów zadowoleni. W naszej holenderskiej rzeczywistości zrobiliśmy coś
polskiego. Coś co dla uczniów, ich rodziców i nauczycieli było ważne. Dzieci
tego nie zapomną. Bawiliśmy się naprawdę dobrze i to było dla nas
najważniejsze. Ponadto najmłodsi mieli okazję przekonać się, że w Holandii jest
wiele dzieci, tak samo jak one "podwójnych"; polsko-holenderskich.
Do domu wróciliśmy z trzema nagrodami. W swej kategorii wiekowej: Wiktoria zdobyła 3 miejsce, Gerard wyróżnienie a Sofia 3 miejsce w konkursie rysunkowy.
Do domu wróciliśmy z trzema nagrodami. W swej kategorii wiekowej: Wiktoria zdobyła 3 miejsce, Gerard wyróżnienie a Sofia 3 miejsce w konkursie rysunkowy.
Nagrodą
dla mnie były z pewnością spotkania na próbach z dziećmi i długie rozmowy z ich
rodzicami. Być może z czasem z głów najmłodszych uciekną wersy polskich poetów,
ale słowa pozostaną.
AS
(zdj. autorstwa Pauliny Kiwały)
(zdj. autorstwa Pauliny Kiwały)
Komentarze
Prześlij komentarz